100 złotych to dużo pieniędzy. Albo mało. Zależy dla kogo, jakie ma potrzeby, jak je zarobił i na co chce wydać. Dla mojej córki Marysi, lat 15, takie 100 złotych to jeden konkretny zakup w Zarze. Dużo.
Jestem fotografem komercyjnym, który w sprzęt fotograficzny zainwestował już ponad 30 tysięcy, płaci co miesiąc koszty prowadzenia firmy, wynajmuje studio na Al. Róż.
Korzystam z legalnego oprogramowania, portrety retuszuje na monitorze uznanego w branży producenta, a Macbooka nie ukradłem tylko kupiłem w iSpocie. Dla mnie 100 zł to nie jest „dużo” w rozumieniu mojej córki czy osoby na utrzymaniu rodziców.
Zresztą, mój cennik jest tu od dawna opublikowany, gram w otwarte karty. Pewnie moja konkurencja (również ta, która chętnie pozycjonuje sobie frazę „wizerunek profesjonalisty”, albo wręcz tak nazywa część swoje strony www… – Google it, sami zobaczycie) ma łatwiej, ale dawno temu uznałem, że każdy kto do mnie chce przyjść na sesję musi być do tego przekonany.
Nikogo przecież nie zmuszę do zapłacenia tych 350 zł za portret, prawda? Musi obronić się moje portfolio, moje rekomendacje, moje „ja na sesji”.
Oczywiście zawsze jest pokusa pójść tam gdzie jest taniej. Sam nie lubię przepłacać. Jednak kupowanie telewizora w drogim sklepie lub sporo tańszym sklepie internetowym to nie jest to samo co zamówienie swojego portretu biznesowego.
Bo – choć może nie każdy to wie, każdy taki portret powstaje wyłącznie z relacji model–fotograf. Niektórzy moi Klienci, piszą o tym w swoich „dwóch zdaniach o sesji„. Cieszę się, że zauważyli, docenili naszą wspólną pracę i oczywiście efekty końcowe.
Z czego bierze się taka duża ilość złych portretów biznesowych? Powodów jest zapewne wiele. Ja myślę, że czasem to spowodowane może być tym, że ktoś robi fajne i świetne akty, ale nie umie poradzić sobie z osobą ubraną w żakiet, lekko puszystą albo po prostu zdenerwowaną.
Albo brakuje warsztatu, czasem nie tylko tego związanego z obsługą aparatu czy softboxa. Często brakuje po prostu doświadczenia życiowego, empatii, zrozumienia czego tak naprawdę potrzebuje osoba przed obiektywem.
Fotograf musi tez umieć słuchać, być komunikatywny, czasem coś „puścić”, a czasem jednak dopiąć swego. Czy wobec tego twierdzę, że moje portrety są świetne? Nie, ale myślę, że są przyzwoite i warte swojej ceny. Wkładam w każdy z nich serce, czas, talent – cokolwiek ten talent na końcu nie oznacza.
Dookoła tutaj wrzuciłem różne memy zrobione do tego samego hasła. Może niech każdy, kto się uśmiechnął na ich widok, sam zada sobie pytanie – czy dentystę na pewno szuka najtańszego, czy tego poleconego, dobrego?
Czy tatuaż, ten pierwszy wymarzony zrobi w przejściu podziemnym, bo tanio? I czy to „wino do kolacji”, to kupuje najtańsze czy jednak ma ochotę, żeby poza % również miało klasę?
A tak na koniec – dobry portret biznesowy pracuje na siebie przez dobrych kilka lat. Czasem zwraca się niemal natychmiast ofertami nowej, lepszej pracy. Już nie wspomnę, że to koszt porównywalny z tymi dwoma sweterkami z Zary, od których zaczęliśmy. Bo na torebkę Longchamp czy zegarek Tag Heuer i tak trzeba sporo dołożyć 🙂